czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 5

Obudziłam się i szybko zaczęłam przygotowywać się do normalnego funkcjonowania by czym prędzej iść do Adriana. On tu był, prawda? Nie przyśniło mi się to ?
Wybrałam taki zestaw :


Gotowa wyszłam z pokoju i ruszyłam korytarzem szukając odpowiednich drzwi. Lekko poddenerwowana. Kiedyś pisaliśmy i rozmawialiśmy bardzo często , dopóki nie zabrali mi telefonu . Czemu ? Za karę , zniszczyłam obraz założycielki Akademii - Geneviev Ravchess. Nie wiem czy zapomnieli o telefonie , czy go zgubili lub zniszczyli jednak do dziś go nie widziałam. I chyba nigdy nie odzyskasz - dodałam . Chwyciłam klamkę (mając nadzieję że to właśnie TE drzwi. W pokoju pachniało cytryną , zdecydowanie to pokój Adriana. Chłopaka tu nie było. Więc gdzie on jest. Ruszyłam w stronę pokoju strażników. Zapukałam. Drzwi otworzył mi ten wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Wyglądał strasznie groźnie. Spojrzał mi w oczy a ja nie miałam zamiaru przegrać tej bitwy na wzrok. Jego oczy były inne , dziwne.
 - czego?-warknął. 
- niczego od ciebie - zmrużyłam oczy.
 - nie mamy czasu. Czego chcesz? - zapytał.
 - Niczego od...-przerwałam bo szczęka i pięści mężczyzny zacisnęły się. Denerwowałam go , jednak on nie miał silnych nerwów- chciałam się dowiedzieć gdzie Adrian . 
- ten chłopak który przybył tu wczoraj? Ten ohydnie pachnący? - mówił stojąc prosto i wpatrując się we mnie bez mrugnięcia - wyszedł na zewnątrz- odwróciłam się od niego plecami i zaczęłam iść w stronę drzwi. - on pięknie pachnie - rzuciłam na tyle cicho by nie usłyszał. 
- jeśli lubisz cytrynowe papierosy- krzyknął za mną . Odwróciłam się , ale drzwi za nim się zamykały. Słyszał. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim... Dziwne. Popchnęłam duże drewniane drzwi i wyszłam na zewnątrz. Liście spadały z drzew a słońce miło ogrzewało bladą skórę. Zauważyłam jakąś postać ubraną na czarno przy ścianie. Podeszłam bliżej. Chłopak siedział pod ścianą w garniturze i palił papierosa. Uniósł oczy i chwilę patrzył na mnie. Nic nie mówiliśmy.

Usiadłam koło niego. Objął mnie ramieniem. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego rękę. Tak , pachniał papierosami i cytryną. Tamten człowiek miał rację. Ciepło przepływające przez moje ciało było bardzo przyjemne. Tęskniłam za nim bardziej niż o tym myślałam. Potrzebowałam go. Odetchnęłam głęboko . On zgasił papierosa .
 - czemu jesteś w garniturze?-zapytałam.Zniżyłam się , a głowę oparłam o jego kolana.
 - kazali mi jechać po resztę tych ludzi. Wiesz tych ... Nowych - szukał odpowiedniego słowa. Pewnie mówił o tych osobach ubranych na czarno.
 - kim oni są? Po co tu przybyli? - patrzałam na niego. 
- nie wiem. Nic z tego nie rozumiem , ale się dowiem . Muszę. Wiem jedno , oni nie są dobrzy...- pocałował mnie . Na chwilę zapomniałam o tym wszystkim. On tak samo jak ja nic nie rozumiał. 
- Larkin , jak ja za tobą tęskniłam- prawie szepnęłam . Kiedyś często zwracałam się do niego po nazwisku. Odpowiedział mi cichy śmiech chłopaka. Nagle coś wyczułam , spięłam się. Adrian wyczuł to i zaczął się rozglądać. Dwie kobiety ubrane w czarne krótkie sukienki ze spiętymi włosami wyszły zza jednego z drzew znajdujących się przed nami. Dzieliła nas większą przestrzeń . Oboje szybko się podnieśliśmy gotowi do ataku. To nie byli Czarni , ci którzy przybyli do nas wczoraj , to były Upadłe. 
Już po chwili rzuciliśmy się do wali. Ja zajełam się tą niższą. Dostałam porządnie w twarz , zdenerwowała mnie. Jednak gdy wyrwała mi kila włosów nie było już zmiłuj się. 
- już po tobie - syknęłam widząc jak włosy spadają na ziemie. Dostała tak że upadła na ziemie. Spojrzałam na mojego chłopaka , właśnie wbił sztylet który zawsze miał przy sobie w pierś kobiecie. Gdy rzucił mi go rozległ się alarm. Dopiero teraz to zauważyli ?! Gratulacje. Nachyliłam się do kobiety , a ona bardzo szybkim ruchem złapała mnie za gardło i mocno ścisnęła. Zaczęłam się dusić. Mój partner w walce od razu zareagował i kopnął ją porządnie. Puściła mnie a ja natychmiast wbiłam ostrze w jej ciało. 
- ok? - zapytał gdy oparłam się o jego ramię.

 -ok- ledwo odpowiedziałam. W tej sekundzie z Akademii wypadło kilkunastu strażników , Czarni i Adam. - co się stało ? - zapytał. Nie miałam siły mu odpowiedzieć. Na twarzy tego Czarnego z którym rozmawiałam zobaczyłam uśmiech. Zdziwiłam się że nie ma tu Dereka a potem... Straciłam przytomność upadając w miękkie ramiona pachnące tytoniem.


_______
Tututututum ! Next ;) Nikt nie komentuje ale... i tak dodałam.